Częstą praktyka jest sprzedawanie zadłużenia firmom windykacyjnym, które skuteczniej potrafią ściągać zaciągnięte długi. Stosują oni praktykę wysyłania listów z groźbami umieszczenia nas w rejestrze dłużników oraz o długofalowych konsekwencjach, jakie z tego powodu wynikną, min. niemożności zaciągnięcia kredytu mieszkaniowego, czy zakupu ratalnego.
Sami osobiście mamy prawo wglądu do takiej listy i sprawdzenia czy na niej się znajdujemy. Jeżeli dokonujemy tego raz na pół roku to nie ponosimy z tego tytułu żadnych kosztów, w innym wypadku zapłacimy 30 zł. Do informacji o naszym zadłużeniu mają dostęp również firmy z którymi podpisujemy umowy wiążące na duże sumy pieniędzy. Oczywiście wcześniej musimy wyrazić zgodę na wgląd do tego rodzaju danych, ale musimy się liczyć z tym, że w razie odmowy z naszej strony może zostać odmówiony nam kredyt lub jego oprocentowane będzie wyższe od standardowego.
Po spłaceniu zadłużenia automatycznie w ciągu 14 dni powinniśmy zniknąć z listy dłużników, lecz nie zawsze ma to miejsce. Czasem może się zdarzyć, że zginiemy w biurokratycznej machinie albo wierzyciel nie potwierdzi spłaty zadłużenia i w takim wypadku musimy przedstawić orzeczenia o spłaceniu zadłużenia. W najgorszym ze scenariuszy cała procedura usuwania z rejestru dłużników może przeciągnąć się do 3 lat.